WOYZECK wg Buchnera
Projekt scenografii spektaklu.
ASP, pracownia prof. Marcina Jarnuszkiewicza



SCHEMAT RUCHU POZIOMEJ ZASTAWKI
Poziomy, czarny element rusza się na dwa sposoby.
1. w pionie - aluminiowa konstrukcja na linach podwieszona do sztankietów pozwala schować zastawkę w nadsceniu lub opuścić ją do podłogi;
2. w poziomie - ruchem wahadłowym, dzięki sile bezwładności, kołysze się, wprawiana w ruch lub  zatrzymywana przez postaci.











MATERIAŁY



STORYBOARD
WOYZECK: Idzie za mną. Idzie pode mną. Pusto! Słyszysz? Pod nami jest dziura! Jak dziwnie cicho. Aż dech zapiera.  Smutek i wesołość. 

KAPITAN: Wolniej, Woyzeck, wolniej! Co ja zrobię z tymi dziesięcioma minutami, jeżeli on mnie dzisiaj za szybko ogoli? Niechże się zastanowi: przed nim jest jeszcze ładne trzydzieści lat życia. Trzydzieści lat! Woyzeck, dlaczego on wygląda, jakby zawsze przed kimś uciekał? Dobry człowiek tak nie postępuje. Dobry człowiek, który ma spokojne sumienie... Powiedzże coś wreszcie, Woyzeck. Jaka dzisiaj pogoda?
WOYZECK: Zła, panie kapitanie. Wiatr.
DOKTOR: Ja widziałem, Woyzeck. On sikał na ulicy. Sikał na ścianę. Jak pies! Świat staje się zły. Bardzo zły. Natura. Człowiek jest wolny, Woyzeck. Moczu nie móc powstrzymać! Woyzeck, czy teraz nie zechciałby się wysikać? Niech tam wejdzie i spróbuje.
WOYZECK: Nie mogę, panie doktorze.
DOKTOR: Ale na ścianę to sikał! 
Człowieka żywot krótko trwa \m/ Bo wszyscy umrzeć muszą \m/ Każdy to dobrze zna \m/ Raduj się ludzka duszo

MARIA: To ci dopiero chłop!
TAMBURMAJOR: To ci dopiero  dupa 
          

NAWOŁYWACZ: Panie i panowie, popatrzcie na to stworzenie, które zrobił Pan Bóg. Nic. Zupełnie nic. A jednak bydlę, bestia. Tak, zawstydź szanowną socjetę! Widzicie, bydlę jest podporządkowane naturze. Niedoskonałej naturze. Uczcie się od niego. Zapytajcie lekarza. Żyć wbrew naturze - to przecież w najwyższym stopniu szkodliwe. Albowiem powiedziane jest: człowieku, bądź w zgodzie z naturą. Stworzono cię z prochu, popiołu i gówna. Chcesz być czymś więcej niż popiół, proch i gówno? 

MARIA: Takie jak ja mają tylko mały kąt i kawałek lusterka. A jednak moje usta są tak samo czerwone, jak u tych wielkich dam, co mają lustra od sufitu do podłogi i co piękni panowie całują po rękach. Biedna ze mnie dziewczyna. Masz mnie za kurwę? A jednak jestem kurwa. Warta noża! Niech wszystko diabli porwą. 

MARIA: Chociażeś tylko dzieckiem kurwy, to przecież radujesz matkę swoją nieślubną gębusią. Coś tak ucichł syneczku? Boisz się? Jak ciemno. Jakbym nagle oślepła. Latarnia dzisiaj nie świeci. Nie wytrzymam. Boję się. Cóż teraz poczniesz Maryś / Z dzieciakiem, a bez chłopa / A nic - zaśpiewam sobie / Nie czas mi się kłopotać / Prześpiewam dziś nockę do końca / Obejdziesz się synku bez ojca. Boże, Boże. Nie mogę. Spraw żebym mogła się modlić. 

TAMBURMAJOR: Diabeł ci z oczu patrzy.
MARIA: A niech tam! Wszystko jedno!
KAPITAN: Woyzeck pójdzie za róg, to może znajdzie włos na czyichś ustach. 
DOKTOR: Stan wzburzenia i podniecenia!



o
MARIA: Mocniej! Mocniej!
Moja dusza, moja dusza śmierdzi wódką! Niezapominajko! Jakiż ten świat jest piękny! 
MARIA: Mocniej! Mocniej!


BABCIA: Chodźcie tu, maluchy. Było raz sobie biedne dziecko i nie miało ojca ani matki, bo wszystko umarło i nikogo więcej nie było na świecie. Wszystko umarło, więc ono chodziło i szukało dzień i noc. Ale, że na ziemi nikogo nie było, chciało iść do nieba. Księżyc popatrzył na nie tak mile. Ale kiedy doszło do księżyca, zobaczyło, że był to kawałek spróchniałego drzewa. Więc poszło do słońca, ale słońce było tylko zwiędłym słonecznikiem. A kiedy poszło do gwiazd, zobaczyło, że to małe muszki wbite na ciernie przez dzierzbę. A kiedy chciało powrócić na ziemię, ziemia była już tylko przewróconym garnkiem. I dziecko było całkiem samotne, samiusieńkie. Więc usiadło i płakało i dotąd siedzi jeszcze i jest samotne.

MARIA: Franek, stój! Na miłość boską!
WOYZECK: Nie chcesz umrzeć? /uderza raz jeszcze/ Nie żyjesz? Nie żyje. /wpycha ciało pod ścianę/ 

DZIECKO I: Chodźmy do Marii. 
DZIECKO II: Co?
DZIECKO I: Nic nie wiesz? Przynieśli ją. Ona tam leży. 
Tu kokoszka jagiełki warzyła
Temu dała na spodeczku
Temu dała w garnuszeczku
Temu dała na miseczce
Temu dała w rynieneczce
A piątemu nic nie dała <<<
Od miski go odganiała
A szóstemu nic nie dała
Jedną nóżkę mu urwała
A siódmemu nic nie dała
Tylko oczko wydłubała
A ósmemu nic nie dała
Dziobem brzuszek rozpłatała
Dziewiątemu nic nie dała
Stratowała, zadziobała
Na kawałki posiekała
Krew się lała, krew się lała
Krew się lała, krew się lała

WOYZECK: Co to za miejsce? Coś słychać. Coś się rusza. Cicho. Gdzieś tu niedaleko... Mario? No i co Maryś? Słyszysz jak cicho? Wszędzie cicho. Mario, dlaczego jesteś taka blada? Skąd masz te czerwone korale na szyi? Nóż! Nóż! Jest. O, tu na dno! /pochyla się, wrzuca nóż/ Nie, to za blisko. /Woyzeck znika we wnętrzu/

o